Aromat porannej kawy umilał Hermionie lekturę Proroka Codziennego.
Szatynka siedząc przy kuchennym stole kończyła śniadanie gotowa do
wyjścia. Tak jak wszyscy podejrzewali skandaliczne zachowanie na weselu
Pottera nie uszło uwadze prasy. Soczyste plotki i jeszcze barwniejsze
domysły zajmowały pierwszą stronę gazety. Hermiona doskonale zdawała
sobie sprawę, że głównym źródłem informacji była sama zainteresowana -
Ginevra Weasley, która zrobiła z siebie ofiarę, porzuconą pannę młodą
oskarżając jednocześnie Harry'ego o zdradę z ukrywającą się
śmierciożerczynią.
Młoda czarownica doczytała do końca artykuł, dopiła czarną kawę i
szybkim krokiem ruszyła w kierunku kominka. Za chwilę miała rozpocząć
się rozprawa Pansy, więc nie mogła się spóźnić. I tak niewiele spała tej
nocy. Stres spowodowany ślubem i rozprawą skumulował się w jeden wielki
niepokój.
Hermiona wzięła głęboki wdech, wygładziła i tak idealnie dopasowaną
spódnicę i zniknęła w płomieniach, aby za chwilę postawić stopę w
korytarzu Ministerstwa Magii.
Pomimo, że było jeszcze bardzo wcześnie to na korytarzu można było
dosłyszeć podniesione głosy. Z daleka Hermiona rozpoznała Harry'ego,
Draco oraz Ginny. Nie zdziwiło ją to, że prowadzą oni zawziętą kłótnię.
Dzisiejszy dzień był dla szatynki wyjątkowo ciężki, a dopiero się
rozpoczął. Zwolniła więc lekko, aby nie musieć uczestniczyć w zbędnych
dyskusjach. Za chwilę wszystko zostanie i tak powiedziane przed sądem.
Serce łomotało jej jak oszalałe, więc przystanęła na chwilę opierając
się dłonią o chłodne ściany. Długi i ciemny korytarz zawsze powodował u
niej nieprzyjemne dreszcze. W końcu musiała ruszyć, bo została
dostrzeżona przez Malfoy.a, który przyglądał jej się uważnie. Zostawił
kłócącą się parę przed wejściem i ruszył w kierunku byłej Gryfonki.
- Wszystko w porządku? - zapytał lustrując ją uważnie.
- Tak, po prostu nie chcę uczestniczyć w kolejnej kłótni. - wyjaśniła Hermiona.
- Blado wyglądasz... - zmartwił się blondyn odgarniając pojedynczy kosmyk włosów, który błąkał się po twarzy kobiety.
- Nie mogłam spać. - przyznała Granger.
- Musisz o siebie dbać. - powiedział Draco tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Chodźmy już. Skończymy to, a wtedy w końcu odpocznę. - Hermiona wzięła
blondyna pod rękę i wraz ze wszystkimi weszli do sali, aby stanąć przed
radą Wizengamotu.
Sala była pełna ludzi, którzy siedzieli w wielu rzędach tworzących swego
rodzaju półokrągłą trybunę. Na samym środku, na surowym, drewnianym
krześle siedziała przypięta pasami oskarżona. Hermiona w pierwszej
chwili była pewna, że masywne krzesło jest puste. Dopiero, kiedy jej
wzrok przyzwyczaił się do panującego półmroku zauważyła małą postać
zwiniętą na siedzeniu. Tłuste i przyklejone do twarzy włosy uwydatniały
jak bardzo jej przyjaciółka schudła przez ten czas. Kątem oka widziała
jak Draco napina wszystkie mięśnie ze wściekłości, a Harry powstrzymuje
się ostatkiem sił, aby nie podbiec do niej i nie uwolnić jej z
łańcuchów. Sama otarła jedną niezauważalną łzę i zajęła miejsce dla
świadków.
- Obrady Najwyższej Rady Wizengamotu odbędą się w sprawie Pansy
Parkinson ukrywającej się śmierciożerczyni. Zebraliśmy się w
zmniejszonym gronie ze względu na bezpośredni udział w sprawie,
niektórych członków rady. Harry Potter, Hermiona Granger oraz Ronald
Weasley zrzekli się orderu na czas trwania rozprawy, aby móc zeznawać. -
zakomunikował sam minister, Kingsley Shacklebolt.
Hermiona wymieniła znaczące spojrzenia z Harry'm. Oboje byli zaskoczeni
udziałem w rozprawie Rona. Wszyscy byli nieco zaniepokojeni tym co może
powiedzieć rudzielec.
- Oskarżyciel Ginevra Weasley przedstawi zarzuty. - oddał głos przewodniczący rady czarodziejów.
- Mówiłam, że ze mną się nie zdziera... - zarechotała Weasley wychodząc z
sali tuż za Hermioną, Harry'm i Draco. Właśnie rozpoczęła się przerwa w
obradach. Hermiona przystanęła na chwilę odwracając się energicznie w
kierunku rozmówczyni. - Zawsze taka wygadana, a teraz nie masz nic do
powiedzenia? Dlaczego milczysz?
- Dobieram słowa. - powiedziała groźnie Hermiona robiąc krok do przodu.
- Jakie? - nie kryła rozbawienia Ginny.
- Cenzuralne. - wysyczała Granger.
- Och, oczywiście. Wielka Hermiona Granger, przyjaciółka Pottera, wzór cnót, a zadaje się z przestępcami.
- Właśnie próbuję się od nich uwolnić.
- Nie porównuj mnie do śmierciożerców. - rudowłosa chwyciła Hermionę za łokieć.
- Jesteś od nich sto razy gorsza. Oni walczyli przeciwko swoim wrogom, a ty niszczysz własnych przyjaciół.
- Nie mam sobie nic do zarzucenia... - prychnęła Ginny. - To dzięki mnie
jakoś udało się wam zaistnieć i zachować w towarzystwie.
- Nikt cię o to nie prosił. - Hermiona z pogardą zmierzyła wzrokiem
drugą kobietę. - To ty się wciskałaś na salony, każdą możliwą szparą.
- Jakoś nie przypominam sobie, żebym choć raz nie mogła wejść frontowymi drzwiami. - podniosła wysoko głowę Weasley.
- Tak... - westchnęła Hermiona. - Pamiętaj, że ze szmaty jedwabiu nie
zrobisz. - ucięła krótko Granger. Oburzona i czerwona na twarzy była
narzeczona Pottera wróciła do sali, aby tam zaczekać do końca przerwy.
- Widocznie niepotrzebnie robiliśmy tę przerwę. Jak widać Ronald Weasley
nie pojawił się do tej pory. - zawyrokował minister przeglądając
dokumenty i porozumiewawczo spoglądając po twarzach sędziów.
- Wysoki Sądzie... - odezwała się nieśmiało Pansy. - Zaczekajmy jeszcze
chwilę, on na pewno się pojawi. Kingsley wymownie spojrzał na Harry'ego,
a ten jedynie przytaknął. - Dobrze, zaczekamy jeszcze chwilę.
Słowa Pansy zaskoczyły wszystkich. Hermiona widziała, że również Ginny
straciła sporo ze swojej pewności siebie. Do tej pory Hermiona była
pewna, że to ona namówiła Rona, aby zeznawał na jej korzyść, a teraz? Co
Ron miał wspólnego z Pansy?
Rozmyślania wszystkich przerwało przeciągłe skrzypienie ogromnych i ciężkich wrót, przez które wkroczył zasapany Weasley.
- Przepraszam za spóźnienie, ale miałem jeszcze jedno ważne spotkanie. W
zasadzie mam kilka kluczowych informacji w tej sprawie. - mówił
rzeczowo Ron nie patrząc na nikogo.
- Słuchamy więc. - zachęcił minister.
- Nie podlega dyskusji fakt, iż Pansy Parkinson pochodzi z rodziny
śmierciożerców i na tej podstawie została pierwotnie skazana. Jej
uchylanie się od odbycia kary trwało bardzo długo. Początkowo może miała
ona problemy natury emocjonalnej, któż nie miał ich po wojnie. Jednak
ostatnimi czasy była widywana poza ośrodkiem zamkniętym i robiła to na
wyraźne polecenie i za zgodą dyrektora tego ośrodka Draco Malfoy'a.
- Rozumiem, że potwierdza pan wcześniejszą wersję swojej siostry, Ginevry Weasley? - upewnił się Shacklebolt.
- Tak. - kiedy padło decydujące słowo Hermiona ukryła twarz w dłoniach.
Nie chciała patrzeć jak jej były narzeczony pogrąża jej przyjaciółkę.
Czuła ostre ukłucie w okolicach serca, czy to złe przeczucie? -
Chciałbym jednak przedstawić dokumenty, które uniemożliwiają
aresztowanie Pansy Parkinson. - tym razem serce Hermiony prawie się
zatrzymało, a ta natychmiast wlepiła swój wzrok w plecach Rona.
- Mógłbym je zobaczyć? - zainteresował się sędzia. Po chwili ciszy,
kiedy naradzano się nad plikiem pergaminów na sali znów rozbrzmiał głos
przewodniczącego rady. - Z dokumentów wynika, że Pansy Parkinson nie
może odbywać kary więzienia ze względu na swój stan zdrowia. Kara
zostaje zamieniona na bezterminowy okres resocjalizacji, podczas którego
będzie ona pod stałym nadzorem Ministerstwa Magii.
- Co to ma znaczyć?! - oburzyła się Ginny. - To znowu jakaś zagrywka? Tym razem wciągnęliście w to mojego brata?
- Tak się składa, że panna Parkinson spodziewa się dziecka... -
uśmiechnął się delikatnie Kingsley i spojrzał wymownie na Harry'ego. Ten
natychmiast zerwał się z miejsca i próbował uwolnić Pansy z krępujących
ją kajdan. - Pan Potter, ma rację. Usunąć zabezpieczenia krępujące
więźnia. - po tych słowach wszystkie więzy zniknęły, a Harry klęcząc
przytulał Pansy i jej płaski jeszcze brzuch.
- Przecież to może być oszustwo. Takie badania można łatwo podrobić.
Chyba nie zamierzacie wypuszczać przestępcy?!!! - miotała się Ginny.
- Ależ oczywiście, że nie zamierzamy. - westchnął minister. Jedno
machnięcie różdżką i łańcuchy, które jeszcze przed chwilą krępowały
Pansy zdobiły teraz nadgarstki Ginny. - Na mocy nadanej mi przez
społeczność czarodziejów oskarżam Ginevrę Weasley o sfałszowanie
dokumentów medycznych, które miały świadczyć o jej stanie
błogosławionym. Oskarżam ją również o użycie zaklęcia niewybaczalnego na
osobie Ronalda Weasley'a oraz użycie zakazanej i czarnomagicznej klątwy
na osobie Harry'ego Pottera.
- Proszę mnie nie rozśmieszać. To jakieś kłamstwa! - Ginny krzyczała próbując pozbyć się kajdan.
- Wszystko mamy potwierdzone w dokumentacji. - Kingsley podniósł w górę
pergaminy dostarczone przez Rona. - Prawdziwa karta medyczna, zeznania
poszkodowane Ronalda Weasley'a oraz sprawozdanie z przesłuchania Luny
Lovegood, która zeznawała w Biurze Aurorów pod wpływem Veritaserum. -
wymieniał kolejno minister.
- Och, Ron... - Draco stał na uboczu i przyglądał się jak Hermiona rzuca
się w ramiona Weasley'a. Sam musiał przyznać, że miał u niego dług
wdzięczności, ale nie podobało mu się w jaki sposób jego ukochana patrzy
na swojego przyjaciela.
- Dzięki stary. Gdyby nie ty.... - mówił Potter obejmując wciąż Pansy, której oddał swoją marynarkę.
- Należało w końcu wyjaśnić wszystko.
- Tak, ale to jednak twoja siostra. - przyznał Harry, a Hermiona mu zawtórowała.
- Rozmawiałem z matką... bardzo to przeżyła, ale lepiej, że dowiedziała się wcześniej. - poinformował Ron.
- Ron to było cudowne. Nareszcie sprzeciwiłeś się Ginny. - Hermiona ciągle ściskała go za rękę.
- Jeśli ty mogłaś.... to i ja... zawsze mnie inspirowałaś... - uśmiechnął się do niej szczerze rudzielec.
Dopiero teraz Hermiona zdała sobie sprawę, że została już sama z Ronem.
Harry zabrał Pansy w bezpieczne miejsce, a Draco.... zupełnie nie
zwracała na niego uwagi. Jej radość skumulowała się na Weasley'u.
- Przepraszam Ron, ale muszę już iść. - wykręciła się Hermiona i rzuciła się biegiem do wyjścia.
- Spotkamy się? - dosłyszała jedynie w oddali głos byłego Gryfona.
Hermiona natychmiast wpadła do kominka i przeniosła się do apartamentu
Harry'ego. Nie myliła się i zastała tam dwójkę swoich przyjaciół.
Niestety nie było z nimi Malfoy'a.
- Draco z wami nie wrócił? - zdziwiła się Hermiona.
- Odszedł jeszcze przed nami... - zauważył Harry. - Kiedy dziękowałaś Ronowi...
- Och... - zdezorientowanie Granger było widoczne na jej twarzy. Pansy
wymownie spojrzała na Harry'ego, a ten wycofał się z pomieszczenia
zostawiając dwie ukochane kobiety w samotności.
- Hermiono zdajesz sobie sprawę, że Draco obdarzył się uczuciem? -
zapytała niepewnie Pansy. Nie wiedziała czy ich znajomość podczas jej
nieobecności rozwinęła się, w którymś kierunku.
- Tak Pans, wiem...i ja... ja też chyba go kocham... - wahała się szatynka.
- Chyba? - zdziwiła się Pansy.
- Draco jest cudowny. Pomógł mi, wiem, że nie miał ze mną łatwo...
byliśmy uprzedzeni, ale... jednocześnie tacy podobni do siebie.
Zakochałam się w nim po uszy. - zaśmiała się Granger. - Jak nastolatka.
On jest bogaty, przystojny i czystokrwisty przede wszystkim....
- Ale wiesz, że to ostatnie się już dla niego nie liczy? - wtrąciła się Pansy.
- Z drugiej strony Ron. Zawsze go kochałam, miłością szczerą i
najczystszą. Najpierw jako przyjaciela, potem mężczyznę mojego życia.
Zranił mnie boleśnie, ale też nieświadomie. Chciałam odejść, żeby nie
cierpiał, jednocześnie sama złamałam sobie serce oddając pierścionek.
Ale... jeśli przyjęłabym go ponownie to nie wyobrażam sobie życia bez
Draco. To on pokazał mi jak się żyje, pokazał mi prawdziwą mnie. Tą
denerwującą kujonkę z Hogwartu, a nie zastraszoną członkinię
arystokracji....
- Chyba sama słyszysz jak przewrotnie to brzmi? Ron i arystokracja,
Draco i kujonka? - uśmiechnęła się Parkinson chwytając Hermionę za
lodowate dłonie.
- Czy można kochać dwie osoby jednocześnie? - zapytała drżącym głosem była Gryfonka.
- Pamiętaj, że gdybyś naprawdę kochała tę pierwszą osobę to nikt inny by się nie pojawił. - powiedziała szczerze brunetka.